Przejdź do treści
Home » Blog hidden » TO JEST AUSTRALIA. TU SIE PALI

TO JEST AUSTRALIA. TU SIE PALI

Wtorek 23 luty

I tak cały dzien. 

Dzien drogi. I to dosłownie. Chociaz wcale nie mialo tak byc. Co to ja pisałam ostatnio o niespodziankach? Ze to takie super jak nie wiadomo co przyniesie kolejny dzien? No to ta niespodzianka nie była super. Ale od poczatku. Plan był. I to bardzo dobry. Mielismy sie wybrac dzis na pustynie Pinnacles (jakies 200 km od Perth) wzdłuż wybrzeza, wiec gwarantowane piekne widoki i plaze. W drodze powrotnej mielismy zobaczyc drugi park – Yancheep i zakonczyc dzien na plazy. Brzmi fajowo, ale intensywnie, wiec zaplanowalismy poranna pobudke. Samochod nas zmusił zeby wstac, bo mielismy parking tylko do 8.00 (ale i tak udalo mi sie jeszcze przyciac komarka). Radosni ze jest tak wczesnie zebralismy manatki i pojechalismy na plaze zjesc sniadanko. Tylko my, piasek i mewy:) Rozbilismy sie przy ratownikach zeby troche poplywac, wiadomo – kapiel z rana jak lyk szampana:) Juz wtedy zaczelo sie jakies dziwne znaki ze to nie bedzie nasz dzien. No bo jak wytłumaczyc, ze po kapieli kiedy sie rozlowylismy na recznikach aby wyschnac przed dalsza podroza… zaczal padac deszcz? W Australii?? <wow> Co wiecej, jak zdecydowalismy sie zebrac, to przestało, a niebo znowu było piekne jakby nigdy nic… Really??? Czy to jakis zart? No nic, przynajmniej bylismy gotowi do drogi. 200 km nie wydawało sie duża odległoscią (liczylismy 2 h), wiec wybralismy dłuższa droge nabrzezem. Jakos tak nie spieszylo nam się, tu widoczki, tu kawa, tu paliwo. A własnie, na paliwo musielismy nadrobic ponad 30 min, bo po drodze za miastem okazalo sie ze stacja benzynowa to rarytas, i im blizej tej pustyni tym sytuacja wygladała gorzej. Wprawdzie mielismy jeszcze 150 km zapasu w paliwie, ale nie mozna w takich sytacjach ryzykowac. Zwłaszcza, ze miejscowosci ktore wg GPS powinnismy mijac po drodze… nie istniały (chyba ze to był jakis jeden dom za pagorkiem). Tylko pusta droga i krzaki. Dobra, po tych wszystkich przygodach i nadrabianiu drogi stwierdzilismy ze juz te 2h mineło, a my mamy jeszcze ponad godzine do pustyni, wiec trzeba juz sie pospieszyc. Jedziemy tak sobie, i nagle… co to?? w oddali jakies kleby dymu… Chyba nam sie zdaje, moze to swiatło tak pada. Mowie do Bartusia, „PALI SIE”. „Nie no co ty, trawe wypalają”. Hmmm…. 20 minut pozniej, kiedy do celu zostało nam juz tylko 50 km, okazalo sie ze zamkneli droge z powodu… pozaru. Z komentarzem „To jest Australia, tu są pozary”. Nie no, spoooko. Tak sie tylko chcielismy przejechac 200 km w jedna strone, nie??? Bo odleglosci sa ogromne to i drogi tez rzadko, wiec objazd wyszedl nas dodatkowo 150 km, ale byl dosc nie pewny. GPS stracil zasieg i pokazywał w cały swiat. No to tego, przejechalismy sie, pustyni nie bylo, ale za to sprawdzilismy jak im sie drogi trzymają. 
Wrocilismy do parku Yanchep, okazalo sie ze to niezła oaza zieleni wsrod tych wyschnietych pagorków. Poszlismy na spacer do buszu, juz zadne dzikie bestie nam nie straszne. Mielismy towarzyszy w postaci kangurów i spiących koali. Skonczylismy na kolacji na plazy w Indians Tea House. Ale szybko poszlo, jutro lecimy dalej.

Teraz to nam nawet busz nie straszny:)

JESTEŚ TAM? TO PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *