17.07.17 poniedziałek
Udało się, wstalismy o 8J mielismy zobaczyć tylko kilka drobiazgów które pominelismy wczoraj i ruszac dalej, ale zostalismy az do 15. No nic, to dlatego,że Budapeszt piekny i zal wyjezdzac. W nocy, jak to w hostelu atrakcji nie brakowałoJ malo sie wyspalismy, ale o dziwo nie przeszkadza to namJ Skoczylismy na szybkie zakupy przed wyjazdem – wiadomo trzeba kupic papryki na rozne sposoby, tokaja i salami z mangalicy. Skoczylismy jeszcze do hali targowej ktora w niedziele byłą zamknieta i skusilismy sie ( no znaczy ja, wiadomo) na słoninke wedzoną i salami. Potem pojechalismy do bazyliki, bo wczoraj tez nie zdązylismy zobaczyć w srodku. Niestety poruszalismy sie samochodem, i mase czasu stracilismy na szukanie miejsca parkingowego. Na dodatek dostalismy manadat. A przeciez wyszlismy tylko na pol godzinki. No nic, moze nie beda nas scigac:P Na koniec udalismy sie na Plac Bohaterów z monumentalnymi pomnikami. Oprócz tego maja tam reprezentacyjny zameczek o bardzo trudnej nazwie i pomnik Annonymusa. To taki węgierski Gall Annonim. Kazdy ma swojegoJ Podobno jak się go dotknie to mozna liczyc na wene tworczą. Nie sprawdzaliśmy. Był tam tez duzy park, zoo i łążnie tureckie. Ale jakie… No szkoda ze juz nie mielismy czasu, bo to atrakcja raczej na cały dzień a nie na godzine, ale chyba warto. Cena za osobe to ok 50 zł, ale jeśli wziac pod uwagę ze mozna tam się moczyc przez cały dzień, to mozna rozważyc. Mają tam gorące złodła, baseny wewnetrzne i zewnetrzne, super na leniuchowanie. A wszystko w orientalnej oranzacji. Obejrzelismy, zjedlismy zupkę i w drogę. Tym razem zaplacilismy za parkometr, a w podziece sie zepsuł i wypluł nam jakies 1000 forintów. No prawie jak w Las Vegas, tylko owoce sie nie kreciły:) I tak zeszło nam do tej 3, kiedy? Sami nie wiemy, a przed nami jeszcze 6h jazdy nie liczac postojów. Pojechalismy jeszcze zobaczyć Dworzec Zachodni – znaną lub mniej znaną konstrukcję Eiffla (bo on zrobił nie tylko wieże w Paryżu, ma też na swoim koncie np Statue Wolności i most żelazny w Porto) i dalej w drogę. Zainwestowalismy w 10 dniową winietę. Oczywiście Bartuś upierał się ze winiety mozna kupic tylko w internecie bo Węgrzy mają elektroniczny system. No ale kobieca logika zwyciezyła. Winiety mozna kupic na kazdej stacji i sa nawet tansze nic te w internecie. Droga na bałkany była dłuuuuga. Węgry płaskie, a przy autostradzie nie ma nic ciekawego. Dobrze ze mielismy jeszcze internet. To mega wygodne, że internet mamy dostepny wszedzie bez ograniczen, dlaczego dopiero teraz? Uff wreszcie Chorwacja, a tam kontrola na granicy. Troche nas to zdziwilo, ale chyba ni są w shengen. Potem jeszcze 1,5 godzinki i dojezdzamy: Bośnia i Hercegowina. Inny świat stoi przed nami otworem. Sami nie wiedzielismy czego sie spodziewać. Wyłączylismy wszystkie internety bo BIH nie są w unii i transmisja danych kosztuje nas 36PLN/1MB. Połączenie natomiast 7 zł za min. Smsy tansze, po 1 PLN. Nic tylko wysyłaćJ Kontrola nic specjalnego. Nawet nam pieczątki nie wstawili. Straznicy pokazywali sobie cos w telefonie, i chyba zapomnieli:P W sumie to nie było jakies popularne przejscie (chyba w Samac), w wiekszosci tiry i ciezarowki. No i jedziemy. Pierwsze co rzuciło nam sie w oczy to nieotynkowane budynki, lub opuszczone domostwa. Raczej skromnie, ale pozniej okazało się ze w sumie tak było przy granicy. Im dalej tym lepiej. Jechalismy to Tuzly, 3 najwieksze miasto w BiH (pewnie ok 50 tys mieszkancow). Generalnie pusto. Zielono i pusto. Drogi jednopasmowe, wiec kilometry ida słabo. Domki tylko przy drodze, sporo opuszczonych. W wiekszych miejscowosciach zdażają sie opuszcvzone fabryki z wybitymi oknami. A moze działają? Klimat głębokiej komuny na śląsku. Brudne zaniedbane budynki. Wiele z domów jest odnowionych, ale sporo jeszcze nie zostało odbudowanych po wojnie. Zapadliska, ostrzały po kulach to norma. W koncu to dopiero 20 lat po wojnie. Najwiecej działo się własnie tu w BIH. Nadal są ostrzezenia o minach. Trzeba uważać, bo w wielu miejscach min nie uprzątnieto, a ostrzezenia się zepsuły. Nie zaleca się offroadów, nieoznakowanych szlaków, wchodzenia do opuszczonych gospodarstw a nawet wchodzenia na pobocze. Ale to ostatnie to chyba przesada. Fascynujące było to ze jeszcze o 9-10 w nocy wszystkie te miasteczka zyły. Ludzie gdzies chodzili, przydrozne bary otwarte. Baa nawet sklepy i piekarnie mieli otwarte. To wspaniałe – wreszcie kraj dla takich spoznialskich jak my. Z innych ciekawostek to zauwazylismy ze nie ma stacji paliw sieciowych, tylko kazdy ma jakas swoją nazwe, co dodaje wszystkiemu kolorytu. Pojawia cie czasem gazprom, ale jest rownie egzotyczny jak wszytkie inne nazwy. Na miejsce dojechalismy juz dosyc pozno bo po 10. Nie moglismy znalezc naszego hostelu o zabawnej nazwie Pasha Guest House. Właściciel to pierwszy żywy Bosniak w naszej podrozy i mega wrazenie. Uczynny, troskliwy goscinny, z sercem na dłoni. Dzieki niemu poczulismy sie jakbysmy odwiedzali dawna nie widzianą rodzine, i włąsciwie wszelkie obawy wraz z przyjazdem do jego hostelu prysły. Ponieważ było już opozno martwił się czy n ic sie nam po drodze nie stało. Dzwonił do nas, wyszedł nas poszukac gdy nie moglismy trafić, zamienił nam pokój na wiekszy bo akurat nikt nie przyjechał, oprowadził po woich włościach opowaidając co jeszcze koniecznie musimy zobaczyć w Tuzli i dlaczego. I mimo ze była juz prawie 11 i marzylismy o tym aby położyć się do łózka to zaprosił nas na piwko. A że gosciny się nie odmawia to poszlismy. Do lokalnego piwka była rakija, pojawił się też serek z jakąś ostrą pastą paprykową jako meze. I tak przez godzine słuchalismy opowiesci dopiero co poznanego Bosniaka, którego mielismy wrazenie ze znamy od dawna. Nauczył nas parzyc kawy po bosniacku, opowiedział o burzliwych swoich losach, i o kulturalnych zwyczajach w bosni, pomysłach na rozwój biznesu i o synku co ma 17 dni. Dało się słyszec ze wyraznie oddziela gdzie jest bosnia, a, że tam to hercegowina, a dla nas to przecież jeden kraj. Skomplikowane mają tu losy, ale ta mikstura czyni ten kraj niepowtazalnym i pieknym. Fajnie sie rozmawiało, ukradkiem musiałam wypic dwa kieliszki rakiji, bo Bartus przeciez z antybiotykami. No jak na mnie to swiat i ludzie, ale przynajmniej dobrze sie spało. Ciekawe co przyniesie kolejny dzien.
![]() |
Kawa przed ruszeniem w miasto w Just Like Home Hostel. Bartus jeszcze nie wiedział ze ktos mu porysował samochód:) |
![]() |
Festiwal zakupów w Hali Targowej w Budapeszcie |
![]() |
Hala targowa sekcja mięsna |
![]() |
Plac Bohaterów to jeden z najwazniejszych placów w Budapeszcie |
![]() |
Zamek Vajdahunyad w parku miejskim |
![]() |
Termy Szechenyi |
![]() |
Dworzec Zachodni co go zbudował Eiffel |
![]() |
Granica z Bośnią i Hercegowiną po stronie chorwackiej |
![]() |
na powitanie popijamy rakije piwem |
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.