Przejdź do treści
Home » Blog hidden » system klasowy

system klasowy

Spotkałam się wczoraj z Unmim i uświadomiłam sobie, że życie w Indiach może być fajne i że można poczuć się jak ktoś wyjątkowy. Poszliśmy na kawę za którą zapłaciłam 145 rupii (czyli drożej niż bluzka, ale i tak taniej niż w Polsce). Tutaj to jest sporo pieniędzy. Przez chwilę mogłam się poczuć jak ktoś przy kasie:) Teraz wiem jak czują się Anglicy, którzy przyjeżdzają do Polski na wakacje. Chociaż tutaj jest nieco inaczej, nie chodzi tylko o pieniądze, ale o to, że ludzie wokół zachowują się jak służący. Pewnie można się do tego przyzwyczaić, ale za każdym razem jest to dla mnie bardzo dziwne. Są tutaj ludzie do wszystkiego. Może ze względu na ilość ludzi muszą zatrudniać jak leci:) Jedną czynność wykonuje kilka osób. W hotelu nie otwieram sama drzwi, bo jest zawsze ktoś, kto to robi. Nie ma drzwi automatycznych, ale są zatrudnieni otwieracze… To samo z przynoszeniem kawy, wsuwaniem krzesła itp. To chyba jeszcze pozostałość systemu kastowego. Niektórzy ludzie nawet nie podnoszą wzroku gdy wykonują swoją pracę. I każda wypowiedz jest poprzedzona zwrotem „proszę pani”, co brzmi dosyć zabawnie, bo przecież w angielskim w ogóle nie używa się takiej konstrukcji. Proszę pani czy mogę wejść, proszę pani czy raczy pani… Raju, pieniądze (nawet nieduże) to jednak władza:) wow, ale odkryłam, na piatym roku studiów ekonomicznych! Trzeba było wcześniej przyjechać do Indii.

Jednym słowem może być przyjemnie. Mogę często jadać w restauracjach i moja kieszeń na tym nie ucierpi, mogę też jeździć taksówkami i robić ze swobodą inne rzeczy, na które w Polsce szkoda byłoby mi pieniędzy. Okazało się, że gdybym chciała pójść do spa z drinkami w dżakuzi, masażami i innymi opcjami na cały dzień, to zapłaciłabym ok 1500 rupii. To jakieś 30 dolarów. Wooow, to ja się wybieram, bo jeszcze nigdy nie byłam. Nie wiem kiedy będę mogła pozwolić sobie na taki luksus w Polsce! A tu taka okazja:D Więc muszę się zorganizować i heya do spa. Szaleństwo. Nigdy wcześniej nie jadłam codziennie na mieście. Czy powinnam ciągle chodzić na śniadania do subwaya? Chociaż właściwie jaki mam wybór – w końcu kuchni nie mamy. Pieniądze, które mam tutaj są niewielkie, ale pozwalają mi na posmakowanie także innego życia w Indiach. Mamo, wiesz co, to ja jednak wydam te dolary od Ciebie:) Na odrobinę normalności, co niektórzy mogą nazwać w Indiach luksusem. Na kawę w kawiarni:) To takie sprzeczne z tym w jakich warunkach mieszkam. Śpię na podłodze, a jadam w super restauracjach. Chyba jednak nie poszaleję w tym spa, lepiej zainwestować w materac:)

Co to znaczy drogo? Ceny są relatywne, np. dziś w hotelu, gdzie pracuję miałam rachunek za lunch 1000 rupii. Porównując to z moją „pensją” – 10 tys. rupii, to raczej bym nie poszalała. Na szczęście obiad w hotelu jest formą wypłaty i nie muszę ponosić dodatkowych kosztów. Jeszcze trochę i na śniadania się wkręcę:) hihi. Często rano przychodzę głodna, bo w domu nie mam jak przygotować śniadania, na restauracje nie ma czasu, a na ulicy boję się kupić. Chociaż czasami kupuje:) Trudno, zrobię sobie testy na robale po powrocie do Polski. Po co sie teraz stresowac?

Cieszę się, że jeszcze w Polsce dostałam namiary na hinduskiego znajomego. Nie sądziłam jak bardzo będę potrzebować znajomości z Unmim. A przecież to tylko kolega koleżanki mojej koleżanki. Nie sądziłam, że taki łańcuszek zadziała. Unmi nie tylko odebrał mnie z lotniska, ale też pokazuje mi drugą stronę Indii. Tą bogatszą, ciekawszą, niewidoczną dla ludzi z ulicy. A ja na co dzień obcuję właśnie z ulicą, więc dla kontrastu dobrze poznać też drugą stronę. Mam też znajomych obcokrajowców, ale to inna planeta. Z nimi nie poznam prawdziwych Indii. A te mają dwie twarze – bardzo biedne slumsy i bardzo bogate pałace. Gdyby system kastowy nadal istniał, Unmi pewnie byłby w tej wyższej. Ale w sumie ja też, skoro mnie na to wszystko stać:) Tu normalne jest, że masz kierowce z autem do dyspozycji. Nawet ja, pracując w hotelu mam kierowcę kiedy potrzebuję do obowiązków służbowych. Znajomi Unmiego studiowali na najlepszych uczelniach hinduskich lub zagranicznych. Destynowani do przejęcia rodzinnych biznesów. I raju, oni są młodsi ode mnie… A jakie maja domy – jak zamki w porównaniu do tego co widzę na ulicy. Cieszę się, że mogłam ich poznać i zobaczyć inne oblicze Indii. Gdyby nie to moje tandetne mieszkanie to mogłabym powiedzieć, że biedę w Indiach oglądam trochę przez szybę. Nie byłam jeszcze w najbiedniejszych rejonach, podobno najgorzej jest nad Gangesem. Do slumsów też jeszcze nie poszłam. Może nie trzeba, mi chyba zdjęcia wystarczą.

Przeżyjmy to jeszcze raz. Wspomnienia z podróży do Kalkuty. W Dubaju przed wejściem na samolot ustawiła się hinduska kontrabanda. Byłam strasznie zmęczona, ale jak tu się nie śmiać?

JESTEŚ TAM? TO PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *