Przejdź do treści
Home » Blog hidden » jak spędziłam sylwester 2009

jak spędziłam sylwester 2009


Mój pierwszy post w Nowym Roku 2010! No cóż, czuje się tak samo jak w starym:) Sylwester był bardzo fajny. Lepiej niż się na początku zapowiadał. Wszystko dlatego, że Unmi wkręcił mnie do swoich znajomych, więc bawiliśmy się razem u Rashmil. Było sporo ludzi, których już trochę znam i drugie tyle, których nie znam:) Moją pierwszą opcją było pozostanie u nas w domu, ale tam mieli zaprosić AIESECowców, a ja nie chciałam z nimi świętować. I do tego ta Robin…. Oprócz niej są też inne osoby, które bardzo lubię, ale jakoś nie spodziewałam się super imprezy. Finalnie AIESEC nie przyszedł, ale dla mnie nie miało to znaczenia, bo dla mnie wybór był oczywisty. Wybrałam się do Rashmil i było super. Miałam okazję zobaczyć jak bawią się Hindusi na domówce w Kalkucie. Nawet ubrałam się w sukienkę, a wiadomo, że takie małe rzeczy tworzą klimat. Hindusi bawią się trochę inaczej niż my. Ale jeśli chodzi o alkohol to wygląda to tak samo:) Taki międzynarodowy język studentów. Zrobiliśmy zrzutkę – myślałam, że to na alko i jedzenie. Ale pomyliłam się – to tylko na alko:) Studenci wiedzą jak ustawiać priorytety! Więc nie mieliśmy jedzenia, za to był szampan!! Chyba nie znają wódki, więc zrobiłam caipirinhe z Bacardi. Wrzuciłam trochę lodu, ale potem przypomniało mi się, że przecież to jest woda z kranu. Więc szybko wyrzuciłam te kostki i piłam bez lodu później w nadziei, że bakterie zabije alkohol. Co to za caipirinha w sumie… Zabawa sylwestrowa była inna niż te, które widziałam do tej pory – nie mieliśmy tańców ani fajerwerków. Spodziewałam się fajerkowanie przez conajmniej 15 minut, ale nie w Indiach. Punkt 12 wyszliśmy na dach budynku, ale na zewnątrz prawie nic się nie działo. Sztucznych ogni jak na lekarstwo. Może resztę przysłaniał smog? Aaaa, no i życzeń też nie było. Ktoś tylko krzyknął „happy new year”, ale jakoś bez werwy. O 1 wpadłam do mojego mieszkania złożyć współlokatorom noworoczne życzenia, bo było blisko. Zdziwiłam się, bo mieszkanie było puste, a część nawet spała. Hmmm. Dopiero później okazało się, że ta część co nie spala też była na dachu, a potem pojechali do klubu. Właśnie! Kluby w sylwestra mają tutaj oszałamiające ceny. Niestety nie wiem jak te ceny odnieść do Polski, pewnie ceny w klubie też są wysokie, ale za wejscie do klubu Shishe (gdzie byliśmy już wiele razy) chcieli aż 15 tys. rupii za wstęp – to przecież więcej niż zarabiam przez miesiąc!

Imprezę zakończyłam o 4.30, bo 1 styczeń miałam wolny. Hura! Ale nie jest to święto ustawowe. Poprosiłam o wolne, a Robin poszła do pracy – czy to nie szczyt pracoholizmu?? No jak tam sobie chce. Przed 30 będzie miała dość i wstąpi pewnie do jakiejś sekty:) Trudno, ktoś przecież musi wyrabiać normę za nas dwie. To całe pracowanie tak na poważnie to bardzo ciężka sprawa. Trzeba rano wstać, nie można się spóźniać (za każdym razem gdy jestem spóźniona już 20 min to zastanawiam się, czy to dziś będzie ten dzień, kiedy ktoś mi zwróci uwagę), od razy trzeba być na pełnych obrotach, uczesać się trzeba i być miłym dla wszystkich… Najgorzej, że nie można wziąć wolnego kiedy się chce. A na dodatek po całym dniu pracy jestem taka padnięta, że mogę się tylko umyć i spać. Co to za perspektywa życia… To ja wolę jeszcze postudiować:) Muszę tylko znaleźć jakiś rozsądny drugi kierunek – tylko tym razem może nie geodezja:) Nowy Rok spędziłam jak przeciętny Polak (przeciętny hindus łaził w tym samym czasie bez celu po ulicach robiąc tłok) – spałam, odpoczywałam i  znowu spałam. Zagraliśmy nawet w karty! W międzyczasie Kirill z Rosji (wreszcie nauczyłam się jego imienia) oznajmił, że postanowił wczoraj zostać Shikiem. Hmmm… co oni tam wczoraj jedli… Próbował mnie przekonać, że to wspaniała religia, ale ja tam myślę, że mu się turban spodobał… A może coś jeszcze w tych kwiatkach było?? Bo na Sylwestra Kirill kupił wszystkim wieńce z kwiatków – takie w stylu hawajskim, ale kwiatki są małe i pomarańczowe. Hindusi używają tych kwiatów aby składać ofiary lub ozdabiają posążki bogów). Więc każdy miał swój wieniec i nosił na szyi, dopóki z kwiatków Robin nie wylazł robal:P Narobiła krzyku, ale wcale jej się nie dziwie. Ja tez dostałam taki wieniec, ale po historii o robalu nie chciałam sprawdzać, czy w moim też jest… Zamiast go nosić powiesiłam go na ścianie. Dla bezpieczeństwa. Teraz wszystkie wieńce się tam suszą:)

FOTO: 1 stycznia spędziliśmy w piżamkach grając trochę w karty. Tu Jeane, Thiago (z Brazylii) i Kirill ( z Rosji)

JESTEŚ TAM? TO PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *