Przejdź do treści
Home » Blog hidden » ROADRTIP USA 2020

ROADRTIP USA 2020

Podróż świąteczna: Chicago – Memphis – New Orleans – Nashville – Chicago. Dużo, a tak niedużo wobec wielkości USA
Od tygodnia jesteśmy w podróży po stanach południowych. Przemierzyliśmy całkiem spory kawałek Ameryki, a to i tak tylko taki niewielki kawałek. Zatrzymaliśmy się na chwilę w Memphis, Nowym Orleanie i w Nashville. Właśnie wracamy do  Chicago. Przed nami już tylko 4 godziny drogi z 28 (liczone w obie strony trasa Chicago-Nowy Orlean bez przystanków i zjazdów). Pokonaliśmy prawie 2 tys mil. Przejechaliśmy aż przez 9 stanów: całe Illinois (jest długie, płaskie i nudne, może na wiosnę będzie lepiej, jak kukurydza na polach urośnie), kawałek Missouri i Arkansas, 2 razy przez Tennessee, Missisipi, Luizjanę, Alabamę, Kentucky i Indianę. Jesteśmy już trochę zmęczeni, ale wyprawa była bardzo udana. Padało tylko 1 raz (akurat w Sylwestra), było ciepło (im dalej na południe tym cieplej) i odkryliśmy nowe zakamarki USA. Zima, pandemia i okres między świąteczny to nie jest najlepszy czas na zwiedzanie, ale było warto. Jak tam musi być pięknie na wiosnę, lub latem! 
Trasa wycieczki w przybliżeniu. Byliśmy w 9 stanach. 
Mamy milion wspomnień, zdjęć i chętnie się tym podzielę, ale dziś już nie dam rady w szczegółach. Ciężko wybrać najlepsze miejsce wyjazdu, bo było bardzo różnorodnie. Zachwyciłam się Memphis, potem zakochałam się w Nowym Orleanie i na koniec urzekło mnie Nashville. Myślę, że to była dobra kolejność, bo gdybyśmy zobaczyli Memphis po Nashville to bylibyśmy dosyć rozczarowani. A tak, każde miejsce powiększało nam uśmiech na twarzy. Kulturowo super – poznaliśmy rożne gatunki muzyki amerykańskiej, dokształciliśmy się z Elvisa i country, a także zrobiliśmy sobie podróż przez smaki ameryki. Och! kuchnia południa jest wspaniała ale też niesamowicie słodka, pieczona, mięsna i z ogromnymi porcjami. Pyszna, ale po tygodniu takiego jedzenia marzę o krupniku i sałatce greckiej. W Nowym Orleanie było trochę inaczej – tam króluje ryba i owoce morza. Nie jadłam jeszcze tak wielkich i dobrych ostryg (w tak przystępnych cenach – 9 dolarów za pół tuzina). Ale jak to Amerykanie, potrafią wszystko podkręcić, więc lokalną specjalnością są ostrygi grillowane – co sprowadza się do polania ostrygi kalorycznym sosem i kilogramem sera oraz wrzucenia jej na ogień. I tak z dietetycznej potrawy zrobił się ostrygowy hamburger. Bardzo smaczny, ale po co mi te wszystkie kalorie?
Tak piszę o jedzeniu i zrobiłam się głodna. Czas na obiad, a znalezieniem czegoś co nie jest pieczonym, smażonym lub mocno przetworzonym będzie graniczyło z cudem. Wish me luck!
Tak wyglądają świeże ostrygi z Zatoki Meksykańskiej
… a tak wyglądają ostrygi w wersji amerykańskiej (te po prawej) – przypieczone z serem i gęstym sosem na bazie oleju. Po lewej pieczony krokodyl. Był dobry, ale ponieważ był pieczony, w kilometrowej panierce mógł być wszystkim. Obstawialiśmy gołębia albo wiewiórkę:)

JESTEŚ TAM? TO PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *