Wrocilam! Fantastycznie bylo, tyle co widzialam i przezylam, to nawet sie opisac nie da. I mimo ze final tej podrozy byl slaby bo przeplacilam choroba to i tak bylo warto, i juz nie moge sie doczekac nastepnej podrozy w glab Indii. Wreszcie widzialam cos innego niz Kalkuta, niebieskie niebo, czyste powietrze, troche natury, innych ludzi. ech…
Zaczelismy w sobote, Kirill jednak czul sie lepiej i o 10 ruszylismy na dworzec. Przygotowana bylam na najgorsze, ale o dziwo nie bylo opoznienia, i nawet do Ranchi rano dotarlismy o czasie. Nie bylo tez tak zimno jak zapowiadali znajomi, bo podrozowalismy AC – wyzsza klasa. miekko, przescieradlo, dodatkowy kocyk i zaslonki. To tyle jesli chodzi o luksusy, reszte pozdroz spedzilismy jak przystalo na Indie. Ok 9 w niedziele dotarlismy do Ranchi i od tej pory kazdy kolejny punkt naszej wyrawy byl dla mnie duzym zaskoczeniem ze jednak tam dotarlismy. Musielismy sie dostac na dworzec autobusowy. oczywiscie ceny za taksowki – 200, auto-150!! ahahaha. warte jakies 5 pewnie, ale ostatecznie zgodzilismy sie na 60 bo mialo byc 14 km. nie jechalismy nawet 5 minut i koles nas wysadzil na jakiejs stacji – jak sie okazalo nie na tej co trzeba. Oczywiscie znowu mielismy milion propozycji ze ktos nas na ta druga stacje zabierze za 150… troche to juz meczace bylo. Wszedzie gdzie sie pojawialismy wzbudzalismy ogromne zainteresowanie. w tych malych miejscowosciach przewaznie nikt nie mowi po angielsku, ale wszyscy sie zatrzymywali i wlepiali w nas te hinduskie oczka. nawet jak sie zatrzymywalismy i chcielismy ustalic miedzy soba co robimy, to przynajmniej 30 osob stalo razem z nami! czasem robili nam zdjecia – ale to tylko ci bogatsi ktorych stac bylo na aparat i umieli sie nim poslugiwac. Inaczej osleplibysmy od blasku fleszy:P No niewazne, jakos dostalismy do wlasciwiej stacji (no wlasnie, jak?? nie mam pojecia:P) i o dziwo znalezlismy wlasciwy autobus bardzo szybko. Zaskoczylo mnie ze nie jest taki najgorszy. Przez cala podroz mielismy dodatkowe atrakcje – hinduska muzyke, a potem nawet jakis film. podczas podrozy odkrylam ze jacys ludzie podrozuja na dachu z bagazami i kurami. Jak ze sredniowiecznego filmu – tylko te autobusy wieksze niz dilizansy! Do Daltongunj dotarlismy o czasie co bylo znowu niespodzianka. Nie to zeby jakos szybko – 6 godzin, ale to tylko 170km bylo… Potem w Daltongunge szybki transfer i jedziemy do Betla National Park. No tu juz bylo bardziej jak sie spodziewalismy. syf brud kila i mogila – miejsca na nogi nawet nie bylo, a my z plecakami wcisnieci w jakis rog. Juz lepiej chyba na tym dachu jechac. Dobrze ze to tylko godzina.
FOTO:troche nas scisnelo
Ufff dotarlismy ok 5. jeden szumnie nazwany „hotel”. wody cieplej nie ma, ale jest lozko – to dwa levely wyzej niz moje wlasne mieskzanie. rzucilismy szybko bagaze i lecimy zaklepac slonie na rano. Ale jak to w Indiach – na miejscu slyszymy „elephants – no possible!” ale jak to – jedziemy taki kawal z kalkuty, a wogole to przeciez z Polski Rosji i Australii a tu sloni nie ma?? wyjasnienia zadnego nie dostalismy, tam prawie nikt nie mowil po angielsku, a jak mowil, to raczej udawal ze rozumie. na kazde pytanie – yes yes. w koncu przestalismy pytac. tylko wszytskim trulismy o tym ze my na slonie tu przyjechalismy. poszlismy na spacer jeszcze zanim sie sciemnilo i po drodze widzielismy kupe slonia (skad wiem ze slonia – nie sadze ze ktos inny mogl tyle naprodukowac), wiec to niemozliwe ze ich nie ma. a pozniej jeszcze jednego w oddali. Strasznie niepocieszeni wrocilismy do naszego „hotelu” tam dowiedzielismy sie ze slonie sa tylk 2 i maja goraczke. z tego zalu chyba poszlismy spac juz o 8! ale jak juz spalam to ktos przyszedl, ze slonie jednak o 6 rano beda. Zimno strasznie bylo, i wyczekalismy sie na tego slonia. ale przyszedl!!
narobilismy zdjec i pojechalismy na sloniu w las. widzielismy rozne malpy i jelenie. Potem slon robil joge. mam zdjecia, niezly gimnastyk z niego byl:) tak czekalam na tego slonia, ale jednak malo mi sie podobalo. Bo on bardzo cierpial. Siedzialam akurat z przodu to widzialam jak ten wstretny hindus zmusza go do chodzenia. mial cos jakby harpun i jak slon nie chcal isc to mu to wbijal w glowe. jak juz zrobila sie rana i krwawil, to juz tylko przyciskal. Od tego momentu to juz chcialam zsiadac. Nigdy wiecej sloni. Ale jak sie dowiedzialam pozniej nie wszedzie tak traktuja zwierzeta. Bed luck. W kazdym razie szkoda mi go bylo, i poczulam ulge jak juz zsiadlam. wiem wiem, ze cierpial przeciez przeze mnie, ale ja nie wiedzialam wczesniej… anyway, potem pojechalismy jeepem na przejazdzke po parku a potem pojechalismy w delte jakiejs rzeki. bylo to bardzo ciekawe, bo teraz jest pora sucha i jest malo wody, oznacza to ze olbrzymi teren wyglada jak wielka (zasmiecona)plaza a wody jest do kolan (jesli jest). wies swobodnie moglismy przejsc z jednego brzegu na drugi. niesamowite wrazenie robily zwlaszcza masywne mosty – a pod nimi brak wody. ale widzialam zdjecia z pory monsunowej – no wejsc do wody wtedy na pewno sie nie da. Potaplalismy sie troche i wrocilismy do naszej bazy. Mielismy teraz pociag z Daltongunj do Varanasi, ale dopiero o 2.30 w nocy. chielismy zostac w betla do polnocy i pojechac taksowka, ale bylo drogo i zmienilismy plany.Ostatni autobus do Daltongunj odjezdzal o 4 po poludniu, wiec postanowilismy znalezc jakis pokoj juz na miejscu. Z kirillem mielismy plan jechania na dachu autobusu, ale mi nie pozwolili i wepchneli do srodka. Ruszylismy a Liesha mowi ze Kirill jest na gorze. O nie!! On moze, a ja nie?? na postoju szybka zmiana miejsc, i nie zwazajac na protesty kierowcy wdrapalam sie na gore!! Raju!! Co tam slonie!!! jazda na dachu to dopiero przygoda!! Raju! chyba najlepsze podczas tej wycieczki:) tego nie da sie opisac, tego pedu powietrza w twarz, i wybojow, i latania od bandy do bandy i schylania sie pod przewodami i niskimi drzewami! Aj, co za jazda:) tylko zdjec nie mam za duzo, bo balam sie ze wypadne. Po takiej podrozy tylek bolal mnie 2 dni, ale warto bylo!na dachu tylko my, wzbudzalismy ciekawosc za kazdym razem. Bo kobiety nie moga jezdzic na gorze, no i do tego 2je bialych (tak, ja tez). wiec wszyscy sie na nas patrzyli z otwarta buzia, i pokazywali nas sobie palcami:) a jak dojechalismy to jacys ludzie zaczeli mi gratulowac… no ja tam bardzo dobrze sie bawilam.
FOTO:to my!
No tak, ale pobyt w Daltongunj, to zupelnie inna historia. Tez ciezko opisac, jaka my bylismy tam sensacja. jakby u nas Hindusa do Koziej Wolki wyslac. chociaz nie, w Daltongunj bylo gorzej. jak tylko wysiedlismy, ludzie zaczeli sie wokol nas gromadzic i przygladac co robimy. w koncu stwierdzilismy ze nie mozemy tak stac, bo tu juz z 50 osob. Samochody sie zatrzymuja, korek na ulicy. Smiesznie bylo, az film zrobilam, stalam troche dalej niz Liesha i Kirill, oni byli w centrum uwagi. Jeden koles szedl i tak sie na nich zapatrzyl ze wpadl we mnie. jeszcze bardziej sie zdziwil, ze jeszcze jeden obcokrajowiec. ruszylismy a ten kordon ludzi za nami. Raju, ale bylismy slawni. Mielismy wlasna swite:P
udalo mi sie nakrecic 2 filmy ( http://www.youtube.com/watch?v=bevw4cYz5Z4 )
nie wiadomo skad zwial sie tam policjant nagle, ktory mowil troche po angielsku i od tej pory byl naszym przewodnikiem. zabral nas na posterunek, i ten tlum zostal za kratami. czulam sie jak w zoo, tzn my w roli okazow.Ale to zabawne nawet, w koncu oni dla nas byli taka sama atrakcja jak my dla nich. W kazdym razie dobrze ze poznalismy tego oficera, bo zaprowadzil nas do „hotelu” (powiedzmy) i pokazal gdzie mozemy zjesc. po drodze zapoznawal nas ze wszystkimi swoimi znajomymi, wiec bylismy jeszcze wieksza atrakcja. zaoferowal nam nawet ze nas podrzuci na dworzec o 2, jednak nic takiego sie nie stalo. na szczescie przewidzielismy ze cos zawsze moze pojsc nie tak i bylo na tyle wczesnie ze nawet moglismy tam isc. Tylko ze nie za bardzo wiedzielismy gdzie jest „tam”. Nie wiem jak udalo nam sie zlapac riksze rowerowa o tej porze, ale po raz kolejny dotarlismy do celu. Pociag sie spoznil, ale raptem godzine, potem po drodze jeszcze 2 godziny, wiec do Varanasi przyjechalismy o 12 zamiast o 9. podrozowalismy sleeper class, wiec bylo ziiimno, brudno, twardo i smiedzrdzialo Ech…
FOTO: nad ranem ok 7, spac sie nie dalo, bo mielismy dulet chrapiacy.
ale miasto piekne, czegos takiego sie nie spodziewalam. JUz sam widok dworca i spiacych tam ludzi byl niesamowity. Jest to miasto swiete dla Hindusow, bo plynie tam ganges. Ja mam wrazenie ze to troche jak Mekka dla islamu. Przyjezdzaja tam hindusi z calego swiata by zostac spalonym nad gangesem i by prochy byly wrzucone do tej wlasnie rzeki. Jak dla mnie to bylo miasto wielu kolorow, swietych krow i swietej kupy. Na to ostatnie trzeba bylo szczegolnie uwazac, bo chwila nieuwagi, i… Piekne male krete uliczki, nabrzeze gangesu cudowne, ze schodami do rzeki, mnostwo malych lodeczek (tak wlasnie wyobrazalam sobie wenecje) i duzo obcokrajowcow co bylo mila odmiana po doswiadczeniach ostatniego dnia. Tylu bladych twarzy to nawet w kalkucie nie widzialam. Ale przez to hindusi zdzieraja na kazdym kroku. a ze ja mam juz troche pojecie o cenach to mnie to bardzo smieszylo, czasem irytowalo, ale ogolnie wychodzilam zawsze na swoje. Na dworcu zlapalismy riksze ktora nas zaczela obwozic po roznych kwaterach – maja prowizje od tego ze przyprowadza jakichs obcokrajowcow. wiec zawsze mielismy pelno „przyjaciol”. dobra, w koncu znalezlismy jakas miejscowe, wzielam pierwszy cieply prysznic od 2 miesiecy! raju!!! No prawie jak cywilizacja:P potem przez 2 godziny czekalismy na jedzenie i sluchalismy gledzenia managera jakim to on jest naszym przyjacielem i jak to nam chce wszystko pokazac. nie dziekuje. chce wreszcie pozwiedzac sama!!!! wrrr. okazalo sie ze mieszkamy obok… krematorium…jakos nie za dobrze mi sie kojarzy, ale to glowna atrakcja Varanasi. Patrzec jak pala zwloki. Zdjec nie pozwalaja robic, taaa, jakbym chciala. Polazilismy troche malowniczym brzegiem, narobilismy miliard fotek, poplynelismy lodka po gangesie. Widzielismy kupe usypana z popiolow ludzkich ktora potem bedzie przesiana (zeby wybrac bizuterie i inne cennosci) i wrzucona do gangesu. Jak sie dowiedzialam np biodra sie nie spalaja, wiec wrzucaja cale kosci tak. niektorych ludzi tez nie mozna palic – np mnichow czy kobiet w ciazy. wiec wrzucaja ich do gangesu niespalonych. a obok takiego miejsca ludzie sie kapia w rzece i pija ta wode. jak to wszystko dziala?? Nastepnego dnia widzielismy kilka swiatyn, ale potem nam sie znudzilo, bo do wszystkich bez butow trzeba wchodzic, co wcale nie znaczy ze tam czysto jest. Poza tym marmury zimne. Ostatnia swiatynia jaka widzielismy to byla swiatynia malp. troche sie balam ze mnie ugryza, sama widzialam jak jedna malpa skoczyla komus na glowe… a tyle sie nasluchalam o wsciekliznie. popatyrzylam i szybko wyszlam. Po poludniu spotkalismy 3 chinczykow podrozujacych po Indiach z naszego mieszkania i poszlismy razem na objad. Bo w naszym mieszkaniu mamy teraz takie china town. Starzy lokatorzy wyjechali a w ich miejsce tylko chinczycy przyjezdzali. Takze teraz w domu mamy ich 5 plus tych troje co podrozuje. Thiago juz nawet sie nie klopocze z zapamietaniem imienia, tylko wszystkich jak leci nazywa chinese people. Na objad wybralismy koreanska miejscowke znaleziona przypadkiem. wczesniej polegalismy na lonely planet, ale po ostatnim nasztm doswiadczeniu – ze niby mialo byc swietnie – to bylo malo drogo wolno, a jedzenie takie sobie. Tym razem polegalismy na wlasnym instynkcie i strzal byl w dziesiatke. jedzenie bardzo dobre, i nawet niedrogo. potem szybko sie porzegnalismy i z Kirillem pedzilismy na nasz pociag do KOlkaty o 5. Dotarlismy a tam nam mowia, ze 5h opoznienia. hmmm… wrocilismy na rynek, bo co robic na takim zatloczonym dworcu?
FOTO: pociag chyba nie tylko mi sie spoznil. ludzi tyle, ze nawet na dworcu sie nie mieszcza. a dworzec wielkosci… 20 razy warszawa centralna. kazdy pociag przynajmniej 20 wagonow. ja nie wiem gdzie ci wszyscy ludzie tak podrozuja
zanim dotarlismy z powrotem na rynek zrobilo sie juz ciemno, wiec nie mielismy czego juz szukac nad rzeka. Pieniedzy tez juz nie mielismy, ale mimo wszytko wybralismy sie na zakupy. ja zwiedzilam chyba wszytskie sklepy z saree, ale bardziej tak zeby oko pocieszyc. ale w jednym jak usiadlam, i zobaczylam jedno saree, to juz nie bylo przebacz. No i kupilam:) Samo kupowanie saree jest bardzo efektowne. posadzili mnie w wielkim wygodnym fotelu, ja tylko powiedzialam jakie kolory i wieszali mi je przed oczami na takich wielkich rurach. potem nie moglam sie zdecydowac miedzy dwoma, to mnie ubrali (wlsciwie zawineli) w to saree. I juz! ciekawe tylko jak ja sama bede sie w to ubierac. Oczywiscie, jak wspomnialam nie mialam pieniedzy. Kirill, ktory siedzial obok mnie i z ta laska na psy wygladal jak rosyjski magnat wspanialomyslnie stwierdzil ze on ma swoja vise, i mi pozyczy. Ha! i juz. Potem szybko na dworzec… a tam, hmmm… pierwsza wersja ze pociag przyjedzie o 12. a potem co sie zapytalismy to ze juz za pol godziny bedzie. ale zadnej informacji! nic! zebym mogla sie jakos przygotowac ile bede czekac! po prostu co godzine lazilam do centrum rozkladu jazdy (no wlasciwie to spalam pod tym centrum) i sie pytalam. No bo ile pociag moze sie spozniac???? no w indiach to duzo moze. pociag wreszcie przyjechal o 3.30 w nocy. do tego czasu zdazylam przejsc wszystkie stany emocjonalne, od zlosci, rezygnacji, pocieszania, dobrej mysli, przez chec wysadzenia calej stacji. owinelam sie w kocyk i spalam jak zul na lawce. ale nie jak Ci na zdjeciu…
FOTO: to nie sa pakunki tylko zawinieci ludzie. ja spalam po europejsku, na zula
To byl jednak dopiero poczatek naszych zlych przygod. juz samo jezdzenie sleeper class nie nalezy do przyjemnosci, a spedzenie tam ponadwymaganego czasu to wrecz tortura.. ale… rano obudzilam sie i zamiast wiadomosci ze jestesmy w pold drogi widze ze ledwo sie ruszamy. 10 minut jazdy zolwim tempem i pol godziny w szczerym polu. i tam przez nastepne pare godzin. w koncu nie wytrzymalam i poszlam na jakiejsc stacji do managera po jakies wyjasnienia. pytam go ile jeszcze ten pociag moze miec opoznienia i ile bedziemy tu jeszcze stac. „to jest niemozliwe do okreslenia” powiedzial. Co??? czy to jest cywilizowany kraj?? pytam sie?? mialam mu jeszcze powiedziec cos, ale wlasnie pociag ruszyl, to w biegu wsiadalam. pozniej sie dowiedzialam, ze w nocy pociag byl opozniony z powodu mgly a w dzien z powodu strajku. tak oto spedzilam caly dzien na niczym. do kalkuty dotarlismy dopiero o 12.30 w nocy z 20 godzinnym opoznieniem. Mozna?? mozna:) niestety, po drodze (nie bylismy przygotowani na tak dluga podroz) zjedlismy jakies jedzenie w pociagu. ale to dopiero po 24 godzinach, jak wszystkie sucharki wychodzly mi bokiem. i nie kupilismy od jakiegos bylejakiego sprzedawcy tylko od pracownika pociagu. Bo tu mozna w pociagu wszystko kupic. od jedzenia (czipsy woda orzeszki, czai, wszytsko co tu maja na cieplo, jajka), przez zabawki, ladowarki, kury, po szewca nawet. w kazdym razie jedzenie w pociagu odchorowalam w nocy i nastepnego dnia. To juz trzeba bylo lepiej glodowac. ale i tak warto bylo. wycieczka super, teraz planuje nastepne!
FOTO: na stacji podobnie jak w pociagu mozna spotkac wszystkich i wszystko. tu swieta krowa zjawila sie na peronie. ale nie jechala w mojej klasie bo juz jej pozniej nie widzialam